Nie wierzę, już ponad 1000 wyświetleń *.* Z tej okazji wstawiam shota, typowe 18+, więc jak nie lubisz, to nie czytaj ;3 Mam nadzieję, zresztą jak zawsze, że się spodoba c: I wiecie, miło będzie, jak skomentujecie~ Enjoy~!
Tytuł: "Lesson of swallowing"
Paring: JRen (Nu'est)
Gatunek: smut
Autor: Anem
Od małego mam problemy z połykaniem. Serio.
Wszystko zaczęło się wraz z początkiem mojej choroby. Musiałem trzy razy dziennie przyjmować tabletki. Tabletki wielkości paznokcia u kciuka.
Nigdy nie zapomnę tego dnia, kiedy pierwszy raz je dostałem. Miałem wtedy sześć lat. Po połknięciu tego cholerstwa zacząłem się dusić, nie mogłem złapać powietrza. Nie wiedziałem, co się dzieje, wszyscy bili mnie po plecach, ale to nie pomagało. Później straciłem przytomność; mój mózg potrzebował tlenu, a go nie dostał.
Obudziłem się po godzinie w białym pomieszczeniu, przypięty do jakichś kabelków i rurek. Zacząłem panikować, myślałem, że ktoś zabrał mnie od rodziców. Taki dzieciak jak ja nie miał pojęcia, co to szpital. Na szczęście po chwili zza drzwi wyszła moja mama, a ja się uspokoiłem. Zapytałem ją, co się stało, dlaczego tu jestem. A ona nie odpowiedziała, tylko pogłaskała mnie po policzku. Widziałem smutek w jej oczach, który do dziś mnie prześladuje.
Później wróciliśmy do domu. Zamroczony płynami podanymi w szpitalu, niczego nie pamiętałem. Jak gdyby nigdy nic, biegałem po całym mieszkaniu, bawiłem się z tatą samochodami i klockami. Dopiero wieczorem, kiedy mama wyciągnęła moje tabletki z szuflady, wszystko sobie przypomniałem. Zacząłem krzyczeć, uciekać, zamknąłem się w łazience i za nic nie chciałem otworzyć. Rodzice pukali, błagali, żebym wyszedł. A ja nie chciałem. I nie mogłem.
Dopiero kiedy odeszli i usłyszałem, że kładą się spać, cicho przekręciłem zamek i na paluszkach pognałem do swojego pokoju. Od tego momentu moje życie nigdy nie było takie same.
~*~*~*
- Ren... Co ty odwalasz? - Usłyszałem niski męski głos w kuchni.
- Biorę leki. Nie pamiętasz...? - Spytałem smutny.
- No niee... Co ci się stało?
- JR, jaki ty potrafisz być denerwujący... Nigdy nie możesz zapamiętać tego, co ci mówię. Jesteśmy w tym zespole od roku, a ty zawsze tylko udajesz, że mnie słuchasz. Wiesz, jak mi przykro? A później się jeszcze denerwujesz, że nie zwracam się do ciebie "hyung"... - Co ja wygaduję? Nie sądziłem, że wygarnę wszystko mojej miłości w takich okolicznościach... No tak, zakochałem się w naszym liderze... Jak pierwszy raz go zobaczyłem, wiedziałem, że coś mnie z nim połączy.
Ale że niespełniona miłość?
Przecież nawet nie potrafi mnie wysłuchać... Ciekawe, czy teraz poświęcił mi swoją uwagę, czy tylko udawał.
- Rennie... Ja mam taką słabą, krótkotrwałą pamięć... Zrozum to, proszę. Nawet nie wiesz, jak mi z tym ciężko.
- J-jasne, dobra wymówka... - Mruknąłem niepewnie ze spuszczoną głową. No co, mam mu uwierzyć, jak po roku mi z takim czymś wyskakuje?
- Nie wierzysz mi... - Nagle się przybliżył i patrzył mi prosto w oczy.
,,Tylko nie mrugaj, tylko nie mrugaj..." - Powtarzałem sobie w myślach. Nie mogę okazywać swojej słabości...
- Dlaczego miałbym ci wierzyć?
- No Rennie... Przecież jestem liderem, powinniście mi ufać. Minhyun przecież chowa u mnie słodycze, żeby Baekho nie ukradł. A wiesz czemu? Bo mi ufa!
- Proszę, nie wyjeżdżaj mi teraz z Minhyunem. On nie ma tu nic do rzeczy... - Nie ma to jak posługiwanie się wokalem na obronę.
- A więc przepraszam. - Zrobił smutną minkę i mnie przytulił.
Ja też się w niego wtuliłem, wdychając jego zapach. Już dawno nie było mi tak dobrze...
Odkąd zaczęła się moja choroba.
- A co ty tu masz za cukierki? - Nagle się ode mnie oderwał i wziął w rękę opakowanie z moim przekleństwem.
- To tabletki, JR... Muszę je brać codziennie, by żyć.
- Jak smakują? - On jest niemożliwy. Pierwsza osoba, która nie przejęła się moim losem...
- Gorzkie jak cholera... - Mruknąłem. Kiedy ostatni raz z nim tyle rozmawiałem?
- Pewnie to połykasz. - Zaśmiał się. - Wielkie to...
- J-ja... Nie potrafię, JR... Mam z tym problemy od dzieciństwa. Naprawdę nie zauważyłeś, że jem same rozmiękczone potrawy? Że zawsze wszystko dokładnie gryzę, a później powoli połykam? Że nie potrafię... - Wyszeptałem.
- Ja nie wiedziałem... Przepraszam... Rennie. - Nagle się ożywił. - Ale one są naprawdę ogromne. Dałbym radę taką przełknąć...?
- Na pewno nie! - Krzyknąłem, roześmiany i potargałem mu włosy.
Pierwszy raz zdobyłem się na taki gest. Jego ciemne włosy były takie puszyste i miłe w dotyku. Chciałbym do końca życia głaskać je i tarmosić.
- Taki pewny? - Rozbłysły mu oczy. - Zakład, że połknę to bez popijania?
- Okeej. - Uśmiechnąłem się, mrużąc przy tym oczy. - Jaka stawka?
- Jeśli wygram, nauczę cię normalnie połykać. Nie chcę, byś przez całe życie się męczył.
- Nie jestem pewny...
- Zaufaj mi, Rennie. - Ciepło się uśmiechnął. I jak tu takiemu odmówić?
- Umowa stoi. Ale jak wygram, zrobisz to, o co cię poproszę.
- Brzmi obiecująco. No dobra, patrz i podziwiaj, jak to się robi. - Wyjął jedną tabletkę, wsadził sobie do ust i... połknął. Serio, tak zwyczajnie to zrobił, przeszła mu przez przełyk bez najmniejszych oporów.
- Jestem mistrzem, nie? - Ta jego skromność... - A teraz nagroda!
- Ale... Już teraz? Nie możemy zacząć od jutra? - Spytałem, przestraszony. Kto go tam wie... Nie chcę, by kazał mi już dziś jeść jakieś świństwa...
- Nagroda to nagroda. Odbiera się ją zaraz po zwycięstwie. - Powiedział i chwycił mnie za rękę.
Przeszedł mnie przyjemny prąd, poczułem, jak rozszerzają mi się źrenice. Brunet na szczęście tego nie widział, bo już ciągnął mnie w stronę schodów. Posłusznie podreptałem za nim.
Dotarliśmy do jego pokoju. Kazał mi podejść do okna, a sam zamknął drzwi na klucz. Co on kombinuje...?
- Klęknij. - Powiedział, stając przede mną.
Posłusznie wykonałem polecenie, cały czas patrząc mu w oczy. Byłem jak w transie. Jego jasnobrązowe oczy... Nie potrafię ich rozszyfrować.
Nagle JR rozpiął spodnie i ściągnął szare bokserki, uwalniając swojego członka. Gapiłem się jak zaczarowany. Był taki wielki...
- Ssij.- Wymruczał lekko zachrypniętym głosem.
- C-co, proszę? Co ty mówisz? Czy ty siebie słyszysz? - No tak, chciałem tego, ale... To nie jest dziwne? Nigdy nie wykazywał większego zainteresowania moją osobą, a teraz takie rzeczy...
- Moja nagroda. - Delikatni uniósł kąciki ust. - To ci pomoże. Zaufaj mi, Rennie... - Pogłaskał mnie po policzku.
Nie miałem pojęcia, jak ma mi to pomóc, ale zrobiłem to, o co mnie prosił. Na początku nieśmiało ssałem i lizałem jego męskość, a później zacząłem poruszać głową w górę i w dół, wywołując u chłopaka urywane jęki. Wplótł palce w moje włosy i nagle zaczął sam poruszać biodrami, wbijając się gwałtownie w moje gardło. To było takie przyjemne, zacząłem głośno dyszeć, a przynajmniej próbowałem, bo ledwo mogłem nabrać powietrza. Myślałem tylko o tym, by ta chwila trwała wiecznie...
Zaraz. Moje oczy momentalnie się powiększyły, kiedy poczułem, że coś spływa mi po gardle. Zacząłem się krztusić i ogarniała mnie panika. Spojrzałem bezradnie w oczy JR. Po jego ciele przechodziły dreszcze, miał zaciętą minę.
- P-po prostuuu... Przełknijj... Potrafisz... - Wysapał, głaszcząc mnie po głowie.
Dalej kaszląc i się dusząc, zebrałem wszystkie swoje siły i spiąłem gardło.
Płyn gładko przeszedł.
Udało się. Żyję.
Ale jak...?
Wstałem i rzuciłem się chłopakowi na szyję, dalej trochę pokasłując.
- JR, udało mi się, widziałeś!? - Wrzasnąłem.
- T-tak, brawo... - Wyjąkał.
- A... Co to właściwie było?
- Rennie... Ty naprawdę nie wiesz? - Spytał z politowaniem.
- No nie... A powinienem wiedzieć, co ci leci z penisa?
- To jest nasienie, tak zwana sperma. Każdy mężczyzna ją ma i wylatuje mu za każdym razem, gdy szczytuje.
- Czyli... Ja też to mam?
- Oczywiście~. Zaraz ją zobaczysz. - Powiedział i rzucił mnie na łóżko.
Oszołomiony, znów nie miałem pojęcia, co on zamierza. Nagle poczułem jego ciężar na sobie, a jego język w moich ustach. Badał każdy mój ząb i podniebienie. W końcu zaczął drażnić mój język, a ja odpowiedziałem tym samym.
I tak oto wyglądał mój pierwszy pocałunek.
Ja naprawdę nie chciałem przestawać, ale to on się oderwał. Jednak tylko po to, by pomęczyć moją szyję. Odruchowo odchyliłem głowę do tyłu, żeby dać mu większe pole do popisu, co on skwitował śmiechem. Skarciłem go spojrzeniem, a on zaczął składać na mojej szyi pocałunki, co jakiś czas robiąc malinkę. Wydawałem z siebie ciche jęki, które starałem się tłumić, ale nie wychodziło... W końcu brunet pozbawił mnie bluzki oraz spodni. I tak oto w samych bokserkach leżałem w łóżku JR, obmacywany przez jego właściciela... Jak do tego doszło? Ach tak, zakład...
- JR... - Wyduszałem, kiedy przyssał się do mojego sutka. - Mogę ściągnąć twoją...?
Nie odpowiedział, tylko złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął je do brzegów swojej koszulki. Sprawnie przeciągnąłem ją przez całe jego ciało. A później się gapiem. Wodziłem zafascynowany oczami po jego nagich, wyrzeźbionych ramionach, poprzez umięśniony tors, kończąc na wąskim pasku ciemnych włosów, ginącym pod materiałem spodni.
- Nie krępuj się. - Mruknął lider i przyciągnął moją twarz do swojej piersi.
Delikatnie całowałem każdy skrawek jego skóry, delektując się jej smakiem. To była taka... Mieszanka czekolady z zapachem przystojnego mężczyzny. Pewnie i tak nikt nie wie, jak nieziemski to smak.
W końcu skończyłem badać jego idealne ciało, a wtedy on zdjął spodnie i przyciągnął mnie do siebie, obejmując w talii.
- Jesteś gotowy? - Szepnął, przygryzając płatek mojego ucha.
Ale na co?
Odpowiedź sama przeszła mi przez myśl, kiedy chłopak zaczął masować mojego członka przez materiał bokserek. Poczułem przyjemne ciepło w okolicach podbrzusza.
Znów ogarnęła mnie panika, lecz przytłumiona była przez ogromne podniecenie. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem.
- JR... J-ja się boję... - Wysapałem.
- Nic ci się nie stanie, Rennie.- Pogłaskał mnie kciukiem po policzku. - Obiecuję, że będę delikatny.
- A-ale... Nie będziesz patrzył...? - Pisnąłem, zażenowany.
Cicho się roześmiał i jednym szybkim ruchem pozbawił mnie ostatniego ubrania. Okropnie się zawstydziłem i próbowałem odciągnąć uwagę bruneta od całej mojej nagości. Ująłem jego twarz i mocno wpiłem się w jego usta. Poczułem, że zaczyna chichotać, ale oddawał pocałunek. W pewnym momencie jego ręka powędrowała do mojego wejścia, a druga drażniła mojego sutka. Głośno jęknąłem mu w usta, kiedy zatopił palec w moim wnętrzu. Nie przerywając wykonywanych czynności, dokładał kolejne palce, rozciągając moją ciasną dziurkę. Co chwilę krzyczałem, a moim ciałem targały dreszcze bólu, przeplatające się z falami przyjemności.
- To dopiero początek. - Szepnął chłopak i ustawił mnie tyłem do siebie. Kazał mi podnieść się na kolanach, po czym chwycił moje biodra i mocno się we mnie wbił. Mój kręgosłup znów przeszył dreszcz, ale JR przejechał po nim swoim ciepłym językiem i pokazał, bym złapał się rękami poręczy łóżka. Kiedy je chwyciłem, odezwał się:
- Mogę zaczynać?
Nie odpowiedziałem. Poczułem lekką tremę. Pokręciłem głową, ciężko dysząc.
Starszy zaczął błądzić rękami po moim nagim ciele, dając mi czas do przyzwyczajenia się do jego obecności. Kiedy szczypał mój obojczyk, wywołując ciche westchnienia, lekko poruszyłem biodrami. Zaprzestając drażnieniu moich wrażliwych miejsc, delikatnie pchnął.
I tak było najpierw - on lekko się poruszał, a ja słodko jęczałem. Ale później coś jakby w nim pękło, hamulec puścił... I zaczął pchać ze zdwojoną szybkością. Darłem się, jakby zdzierali mi skórę, a po plecach spływały mi grube krople potu. Chciałem, by przestał, bałem się, że zaraz rozerwie mnie od środka. Chociaż... Z każdym kolejnym ruchem coraz bardziej mi się to podobało. Potem nawet próbowałem zgrać się z jego tempem i wychodziłem mu naprzeciw. Oboje dyszeliśmy i jęczeliśmy, pokazując nasze zadowolenie i rozkosz. Nagle poczułem dziwny skurcz w podbrzuszu i obróciłem w przerażeniu głowę w stronę ukochanego.
- J-ja zaraz... - Wyjąkałem, po czym biaława ciecz zalała ciemnoniebieską pościel. Dokładnie taka sama, jaką wcześniej miałem w ustach...
- Kocham cię.- Wydyszał chłopak, po czym doszedł w moim wnętrzu.
Zdyszani, opadliśmy na łóżko. Dalej oszołomiony od natłoku emocji, nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Spojrzałem w oczy leżącego obok mnie bruneta.
- T-ty... Naprawdę mnie kochasz?
Popatrzył na mnie, po czym objął moje ciało ramieniem.
- Tak... Chyba rzeczy mówią same za siebie. - Założył mi niesforny kosmyk za ucho.
- Ja ciebie też. - Szepnąłem, przylegając od jego rozpalonej klatki piersiowej.
Nagle ogarnęło mnie potworne zmęczenie i powieki zrobiły się bardzo ciężkie. Ukochany nakrył nas kołdrą, a ja powoli odpływałem w krainę snu.
- Jutro lekcja numer dwa, Rennie. - Usłyszałem jeszcze jak przez mgłę, zanim całkowicie usnąłem.
A może... To wszystko było snem?
Rano się dowiem.
Playlista
niedziela, 22 marca 2015
niedziela, 8 marca 2015
Your plaintive joke
Hejo wszystkim~! Dziś wstawiam shota z okazji dnia kobiet~~ Dziękuję wszystkim, którzy czytają mojego bloga, nie sądziłam, że będzie się komuś podobało to, co piszę xD I chciałam szczególnie podziękować kochanej Haru, która bardzo mnie wspiera i wytrzymuje wszystkie moje pytania ^.^ Dzisiaj opowiadanie z Taeminem w roli głównej, a ty kiedyś zrobiłaś mi z nim taki cudny spam! Nigdy nie zapomnę ;D No ale nie czas na wspominanie, tylko czytanie ;w Enjoy! <3
Tytuł: "Your plaintive joke"
Paring: OnTae
Gatunek: smut, obyczaj
Autor: Anem
Totalnie mnie zamurowało.
- Wszystkiego najlepszego, moja kobieto. - Powiedział Onew, podając mi kwiaty i czekoladki.
- S-słucham...?
- Przecież wiem, że słyszałeś. - Mruknął, zbliżając swoje usta do moich.
- Tak, ale... - Wyjąkałem, robiąc krok w tył. - Coś ci się chyba pomyliło.
- Nieprawda... Przecież dziś twój dzień.
Aż we mnie zawrzało.
- Onew!! - Wrzasnąłem, specjalnie opuszczając formy grzecznościowe. - Dzisiaj jest dzień kobiet! Nie jestem kobietą, jeszcze tego nie zauważyłeś!? Owszem, nie jestem tym dominującym w naszym związku, ale to nie znaczy, że masz mnie traktować jak płeć żeńską!
- Ale... - Zbliżył się do mnie ze zmieszaną miną.
- Nawet do mnie nie podchodź! - Krzyknąłem płaczliwie. - I masz! - Cisnąłem w niego prezentami. - Wypchaj się tym!
Wybiegłem z mieszkania, zostawiając zaskoczonego chłopaka samego z własnymi myślami. I dobrze mu tak, idiota jeden.
Szedłem tam, gdzie niosły mnie nogi. Chciałem jak najszybciej zapomnieć, wymazać z pamięci to upokorzenie. Jednak spacerujące po ulicach pary niezbyt mi w tym pomagały. Wszędzie widziałem ich miłość, pełną trok, ale i zrozumienia, czułości.
Myślałem, że zna mnie na wylot. Bo ja go znam. Jesteśmy razem od roku, ale znamy się o wiele dłużej. Byłem przekonany, że wie. Wie, że nienawidzę, gdy ktoś mnie nazywa kobietą. Albo myli. Widocznie tak naprawdę nie wiemy o sobie nic.
Nie rozumiem, jak to się stało, ale znalazłem się przy fontannie w środku parku. To moje ukochane, zaciszne miejsce, gdzie ludzie nie przeszkadzają swoją obecnością w najważniejszych życiowych chwilach. Właśnie tu mi się oświadczył...
Szybko starłem wylewające się z oczu łzy, gdy spojrzałem w oblicze anielicy. Stała, jak zwykle, na środku podestu, z rozwianą szatą i włosami, rozpostartymi szeroko skrzydłami, gotowa do odlotu. Po jej kamiennym, półnagim ciele spływały zimne krople niczym pot innych ludzi, za których musiała cierpieć. Gdy patrzyłem w jej smutne oblicze, czułem, jak cała złość ze mnie wyparowuje. Powoli odbierała mój żal, by ciążył na jej barkach. Chciała, bym już nie czuł bólu, żebym niczym się nie przejmował.
Nigdy nie zrozumiem aniołów.
~*~*~
Nie miałem pojęcia, ile tu przesiedziałem. Byłem jedynie pewien, że cały świat się uspokoił, zapanowała nad nim noc. Drobne gwiazdy oraz oślepiająca tarcza księżyca odbijały się w niezmąconych wodach fontanny. A ja siedziałem pod drzewem, przyglądając się im.
Mógłbym zostać tu do rana, ale nagle usłyszałem szelest i rozmowę. Zza krzaków wyłoniło się dwoje ludzi. Przysiedli na chłodnym brzegu fontanny i zaczęli się obejmować i całować. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, lecz gdy przyjrzałem się ich twarzom... Okazało się, że to mój przyjaciel Key wraz z jego chłopakiem Jonghyunem
Od razu spanikowałem. Nie mogą mnie tu zobaczyć, nie w tym stanie. Powoli wstałem, odwróciłem się i zacząłem oddalać. Byłem już pewien swojego zwycięstwa, ale...
- Taemin! - Bezwzględny głos zakłócił idealną ciszę.
Zastygłem, nie wiedząc co robić. Odwrócić się? Uciekać? Zostać?
Postanowiłem udawać, że nie jestem tym, za którego mnie mają. Zacisnąłem usta i ruszyłem przed siebie. Jednak nie na długo, bo po chwili poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Tae, czemu nie odpowiadasz? Nawet nie odmachałeś. - Spytał rozżalony Kibum, odwracając mnie przodem do siebie.
- Nie chcę wam przeszkadzać... - Wychrypiałem.
- Jeju, jak ty wyglądasz!? Co się stało? - Zapytał, łapiąc moją twarz i obracając w stronę najbliższej latarni. - Jesteś cały czerwony i opuchnięty...
- Nic. - Mruknąłem, wyrywając się z uścisku.
- Tae, przecież widzę. - Roześmiał się. - Niech zgadnę, kłótnia z Onew?
W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Z ust wydarł się niekontrolowany szloch. To było takie bezwzględne...
- Już spokojnie, Tae... - Szepnął Key, tuląc moje ciało. - A właściwe o co poszło?
Odsunąłem się od niego i wytarłem nos oraz oczy.
- B-bo Onew hyung... On dał mi prezent z okazji dnia kobiet, jakbym sam nią był... - Ale to teraz żałośnie zabrzmiało...
- Tae, przecież wszyscy wiemy, że masz bardzo delikatne rysy twarzy...
- I wszyscy wiemy, że nienawidzę, jak nazywają mnie kobietą! - Warknąłem.
- A pamiętasz, jak moja mama myślała, że przyprowadziłem swoją dziewczynę, jak zaprosiłem cię pierwszy raz do domu? - Zachichotał.
Spłonąłem siarczystym rumieńcem.
- Dzięki, hyung. Jak zwykle mogę liczyć na twoje zrozumienie.
- Oj, Tae... A może to był taki jego żart?
- Hyung, przecież on nigdy nie żartuje.
- No bo on ma takie specyficzne poczucie humoru... Znasz go.
- Ale on, wie, że ja nie cierpię, jak ktoś mnie tak nazywa...!
- Hm, no prawda. Ale myślę, że powinieneś do niego wrócić, przynajmniej się pokazać. On pewnie bardzo się o ciebie martwi.
Przytuliłem go.
- I wybacz mu za to, on już nigdy tak do ciebie nie powie. Zrozumiał swój błąd.
- Dobrze. - Wymiauczałem w jego pierś.
- Co ty tu robisz, Taemin? - Rozległo się za moimi plecami.
Podniosłem głowę i ujrzałem Jonghyuna. Nie, tylko nie on... Ten debil tak lubi się wszędzie wpieprzać... Nic mu nie będę mówił.
- Poszedłem na spacer.
- O tej porze? Jest już grubo po północy. - Uniósł brwi.
- Oo, właśnie, to a już pójdę. Narazie, hyung! - Pomachałem Kibumowi.
- Papa. - Uśmiechnął się i od razu oddał spragnionym ustom swojego chłopaka.
*~*~*
Drogę pokonałem w milczeniu, pełen wątpliwości. Z każdym kolejnym krokiem miałem ich coraz więcej. Może nie powinienem wracać do tego ślepego idioty... Niech ma za swoje.
Z takim nastawieniem trafiłem pod drzwi od naszego mieszkania. Wahałem się... Nie, nie wejdę tu. Nich będzie tej nocy sam do końca. Może znalazł sobie kobietę, której mógłby dać prezent, która by go nie odepchnęła...
Zapłakany przyglądałem się drzwiom z bliska. Łzy kapały na klamkę, zachęcały, by ją nacisnąć.
Nie, nie mogę... Odwróciłem się na pięcie i szybko zbiegłem po schodach, mało się nie zabijając. Kiedy pokonałem ostatni zakręt, na drodze stanęła przeszkoda. Wpadłem na człowieka z całą siłą rozpędu, staczając nas obu na sam dół. Tak pokonaliśmy ostatni rząd schodów. Na końcu prawie upadłem na ziemię, ale osoba mocno mnie przytrzymała, ratując od upadku.
Popatrzyłem w jego twarz i... Zaniemówiłem. To był Onew! Cały we łzach, najprawdziwszy on. Mocno go przytuliłem, wywołując u nas obojga nowe morze łez. Łez szczęścia.
- Minnie... Tak cię przepraszam. Myślałem, że nie weźmiesz tego na poważnie... Ja nie chciałem cię obrazić. Nigdy bym tego nie zrobił... - Ujął moją twarz, opierając swoje czoło o moje. - Wszędzie cię szukałem... Proszę, już mi tak nie uciekaj... Obiecaj.
- Obiecuję. - Szepnąłem, po czym złączyłem nasze usta.
Onew szybko zdominował pocałunek, ale czułem się nieziemsko. Nasze języki tańczyły ze sobą w towarzystwie westchnień i cichych jęków. W pewnej chwili otarłem się znacząco o jego krocze. Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, a ja zalotnie się uśmiechnąłem. Ręką zacząłem masować jego męskość przez materiał spodni. Dopiero się spostrzegłem, że nasze głosy wypełniają całą klatkę schodową i odbijają się od ścian głośnym echem. Ale i tak nikt nie usłyszy, przecież wszyscy śpią. A nawet jeśli... Coś tam się wymyśli.
Wtargnąłem ręką do bokserek mojego hyunga i zacząłem mu dogadzać. Kiedy jego członek stał się wystarczająco twardy, zabrałem dłoń i obróciłem się do niego tyłem. Onew ściągnął mi spodnie razem z bokserkami i od razu we mnie wszedł. Wydałem z siebie głośny krzyk, a chłopak pogłaskał mnie czule po włosach i kontynuował wykonywaną czynność. Darłem się wniebogłosy, nie mogąc znieść rozrywającego moje wnętrze bólu. Po chwili zalała mnie fala błogiej przyjemności, Onew trafił w czuły punkt. Chłopak to wyczuł i ponowił pchnięcie w akompaniamencie moich jęków. Później chwycił mojego penisa w dłoń i zaczął nią poruszać w górę i dół. Przeszył mnie kolejny dreszcz podniecenia. Wychodziłem naprzeciw ruchom jego bioder. Już niewiele potrzebowałem do spełnienia, kilka mocniejszych pchnięć i doszedłem na jego rękę. W tym samym momencie jego ciepła sperma wypełniła moje wnętrze.
Oboje mokrzy i zdyszani, zaczęliśmy nakładać na siebie porozrzucane wszędzie ubrania.
- Hyung, zrobiliśmy to na klatce schodowej. - Wybuchnąłem śmiechem.
- Co, źle ci było? - Spytał z udawanym oburzeniem. On dobrze znał odpowiedź.
- Było zajebiście, tak jak zawsze. Jesteś najlepszy. Kocham cię. - Cmoknąłem go w policzek, chwyciłem za rękę i pognaliśmy do góry.
Gdy staliśmy pod drzwiami i wyjmowaliśmy klucze, niespodziewanie rozbłysło oślepiające światło.
Spojrzeliśmy na siebie przestraszeni i czmychnęliśmy do mieszkania, szybko zamykając drzwi.
W środku Onew przycisnął mnie mocno do drzwi.
- Minnie, jesteś jeszcze zły? Dlaczego wtedy uciekłeś? - Powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.
- Kobiety też mają swoje humorki. - Starłem maleńką, połyskującą łzę z jego czerwonego policzka.
Najlepszego, dziewczęta! Mam nadzieję, że się podobało <3
Tytuł: "Your plaintive joke"
Paring: OnTae
Gatunek: smut, obyczaj
Autor: Anem
Totalnie mnie zamurowało.
- Wszystkiego najlepszego, moja kobieto. - Powiedział Onew, podając mi kwiaty i czekoladki.
- S-słucham...?
- Przecież wiem, że słyszałeś. - Mruknął, zbliżając swoje usta do moich.
- Tak, ale... - Wyjąkałem, robiąc krok w tył. - Coś ci się chyba pomyliło.
- Nieprawda... Przecież dziś twój dzień.
Aż we mnie zawrzało.
- Onew!! - Wrzasnąłem, specjalnie opuszczając formy grzecznościowe. - Dzisiaj jest dzień kobiet! Nie jestem kobietą, jeszcze tego nie zauważyłeś!? Owszem, nie jestem tym dominującym w naszym związku, ale to nie znaczy, że masz mnie traktować jak płeć żeńską!
- Ale... - Zbliżył się do mnie ze zmieszaną miną.
- Nawet do mnie nie podchodź! - Krzyknąłem płaczliwie. - I masz! - Cisnąłem w niego prezentami. - Wypchaj się tym!
Wybiegłem z mieszkania, zostawiając zaskoczonego chłopaka samego z własnymi myślami. I dobrze mu tak, idiota jeden.
Szedłem tam, gdzie niosły mnie nogi. Chciałem jak najszybciej zapomnieć, wymazać z pamięci to upokorzenie. Jednak spacerujące po ulicach pary niezbyt mi w tym pomagały. Wszędzie widziałem ich miłość, pełną trok, ale i zrozumienia, czułości.
Myślałem, że zna mnie na wylot. Bo ja go znam. Jesteśmy razem od roku, ale znamy się o wiele dłużej. Byłem przekonany, że wie. Wie, że nienawidzę, gdy ktoś mnie nazywa kobietą. Albo myli. Widocznie tak naprawdę nie wiemy o sobie nic.
Nie rozumiem, jak to się stało, ale znalazłem się przy fontannie w środku parku. To moje ukochane, zaciszne miejsce, gdzie ludzie nie przeszkadzają swoją obecnością w najważniejszych życiowych chwilach. Właśnie tu mi się oświadczył...
Szybko starłem wylewające się z oczu łzy, gdy spojrzałem w oblicze anielicy. Stała, jak zwykle, na środku podestu, z rozwianą szatą i włosami, rozpostartymi szeroko skrzydłami, gotowa do odlotu. Po jej kamiennym, półnagim ciele spływały zimne krople niczym pot innych ludzi, za których musiała cierpieć. Gdy patrzyłem w jej smutne oblicze, czułem, jak cała złość ze mnie wyparowuje. Powoli odbierała mój żal, by ciążył na jej barkach. Chciała, bym już nie czuł bólu, żebym niczym się nie przejmował.
Nigdy nie zrozumiem aniołów.
~*~*~
Nie miałem pojęcia, ile tu przesiedziałem. Byłem jedynie pewien, że cały świat się uspokoił, zapanowała nad nim noc. Drobne gwiazdy oraz oślepiająca tarcza księżyca odbijały się w niezmąconych wodach fontanny. A ja siedziałem pod drzewem, przyglądając się im.
Mógłbym zostać tu do rana, ale nagle usłyszałem szelest i rozmowę. Zza krzaków wyłoniło się dwoje ludzi. Przysiedli na chłodnym brzegu fontanny i zaczęli się obejmować i całować. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, lecz gdy przyjrzałem się ich twarzom... Okazało się, że to mój przyjaciel Key wraz z jego chłopakiem Jonghyunem
Od razu spanikowałem. Nie mogą mnie tu zobaczyć, nie w tym stanie. Powoli wstałem, odwróciłem się i zacząłem oddalać. Byłem już pewien swojego zwycięstwa, ale...
- Taemin! - Bezwzględny głos zakłócił idealną ciszę.
Zastygłem, nie wiedząc co robić. Odwrócić się? Uciekać? Zostać?
Postanowiłem udawać, że nie jestem tym, za którego mnie mają. Zacisnąłem usta i ruszyłem przed siebie. Jednak nie na długo, bo po chwili poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Tae, czemu nie odpowiadasz? Nawet nie odmachałeś. - Spytał rozżalony Kibum, odwracając mnie przodem do siebie.
- Nie chcę wam przeszkadzać... - Wychrypiałem.
- Jeju, jak ty wyglądasz!? Co się stało? - Zapytał, łapiąc moją twarz i obracając w stronę najbliższej latarni. - Jesteś cały czerwony i opuchnięty...
- Nic. - Mruknąłem, wyrywając się z uścisku.
- Tae, przecież widzę. - Roześmiał się. - Niech zgadnę, kłótnia z Onew?
W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Z ust wydarł się niekontrolowany szloch. To było takie bezwzględne...
- Już spokojnie, Tae... - Szepnął Key, tuląc moje ciało. - A właściwe o co poszło?
Odsunąłem się od niego i wytarłem nos oraz oczy.
- B-bo Onew hyung... On dał mi prezent z okazji dnia kobiet, jakbym sam nią był... - Ale to teraz żałośnie zabrzmiało...
- Tae, przecież wszyscy wiemy, że masz bardzo delikatne rysy twarzy...
- I wszyscy wiemy, że nienawidzę, jak nazywają mnie kobietą! - Warknąłem.
- A pamiętasz, jak moja mama myślała, że przyprowadziłem swoją dziewczynę, jak zaprosiłem cię pierwszy raz do domu? - Zachichotał.
Spłonąłem siarczystym rumieńcem.
- Dzięki, hyung. Jak zwykle mogę liczyć na twoje zrozumienie.
- Oj, Tae... A może to był taki jego żart?
- Hyung, przecież on nigdy nie żartuje.
- No bo on ma takie specyficzne poczucie humoru... Znasz go.
- Ale on, wie, że ja nie cierpię, jak ktoś mnie tak nazywa...!
- Hm, no prawda. Ale myślę, że powinieneś do niego wrócić, przynajmniej się pokazać. On pewnie bardzo się o ciebie martwi.
Przytuliłem go.
- I wybacz mu za to, on już nigdy tak do ciebie nie powie. Zrozumiał swój błąd.
- Dobrze. - Wymiauczałem w jego pierś.
- Co ty tu robisz, Taemin? - Rozległo się za moimi plecami.
Podniosłem głowę i ujrzałem Jonghyuna. Nie, tylko nie on... Ten debil tak lubi się wszędzie wpieprzać... Nic mu nie będę mówił.
- Poszedłem na spacer.
- O tej porze? Jest już grubo po północy. - Uniósł brwi.
- Oo, właśnie, to a już pójdę. Narazie, hyung! - Pomachałem Kibumowi.
- Papa. - Uśmiechnął się i od razu oddał spragnionym ustom swojego chłopaka.
*~*~*
Drogę pokonałem w milczeniu, pełen wątpliwości. Z każdym kolejnym krokiem miałem ich coraz więcej. Może nie powinienem wracać do tego ślepego idioty... Niech ma za swoje.
Z takim nastawieniem trafiłem pod drzwi od naszego mieszkania. Wahałem się... Nie, nie wejdę tu. Nich będzie tej nocy sam do końca. Może znalazł sobie kobietę, której mógłby dać prezent, która by go nie odepchnęła...
Zapłakany przyglądałem się drzwiom z bliska. Łzy kapały na klamkę, zachęcały, by ją nacisnąć.
Nie, nie mogę... Odwróciłem się na pięcie i szybko zbiegłem po schodach, mało się nie zabijając. Kiedy pokonałem ostatni zakręt, na drodze stanęła przeszkoda. Wpadłem na człowieka z całą siłą rozpędu, staczając nas obu na sam dół. Tak pokonaliśmy ostatni rząd schodów. Na końcu prawie upadłem na ziemię, ale osoba mocno mnie przytrzymała, ratując od upadku.
Popatrzyłem w jego twarz i... Zaniemówiłem. To był Onew! Cały we łzach, najprawdziwszy on. Mocno go przytuliłem, wywołując u nas obojga nowe morze łez. Łez szczęścia.
- Minnie... Tak cię przepraszam. Myślałem, że nie weźmiesz tego na poważnie... Ja nie chciałem cię obrazić. Nigdy bym tego nie zrobił... - Ujął moją twarz, opierając swoje czoło o moje. - Wszędzie cię szukałem... Proszę, już mi tak nie uciekaj... Obiecaj.
- Obiecuję. - Szepnąłem, po czym złączyłem nasze usta.
Onew szybko zdominował pocałunek, ale czułem się nieziemsko. Nasze języki tańczyły ze sobą w towarzystwie westchnień i cichych jęków. W pewnej chwili otarłem się znacząco o jego krocze. Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, a ja zalotnie się uśmiechnąłem. Ręką zacząłem masować jego męskość przez materiał spodni. Dopiero się spostrzegłem, że nasze głosy wypełniają całą klatkę schodową i odbijają się od ścian głośnym echem. Ale i tak nikt nie usłyszy, przecież wszyscy śpią. A nawet jeśli... Coś tam się wymyśli.
Wtargnąłem ręką do bokserek mojego hyunga i zacząłem mu dogadzać. Kiedy jego członek stał się wystarczająco twardy, zabrałem dłoń i obróciłem się do niego tyłem. Onew ściągnął mi spodnie razem z bokserkami i od razu we mnie wszedł. Wydałem z siebie głośny krzyk, a chłopak pogłaskał mnie czule po włosach i kontynuował wykonywaną czynność. Darłem się wniebogłosy, nie mogąc znieść rozrywającego moje wnętrze bólu. Po chwili zalała mnie fala błogiej przyjemności, Onew trafił w czuły punkt. Chłopak to wyczuł i ponowił pchnięcie w akompaniamencie moich jęków. Później chwycił mojego penisa w dłoń i zaczął nią poruszać w górę i dół. Przeszył mnie kolejny dreszcz podniecenia. Wychodziłem naprzeciw ruchom jego bioder. Już niewiele potrzebowałem do spełnienia, kilka mocniejszych pchnięć i doszedłem na jego rękę. W tym samym momencie jego ciepła sperma wypełniła moje wnętrze.
Oboje mokrzy i zdyszani, zaczęliśmy nakładać na siebie porozrzucane wszędzie ubrania.
- Hyung, zrobiliśmy to na klatce schodowej. - Wybuchnąłem śmiechem.
- Co, źle ci było? - Spytał z udawanym oburzeniem. On dobrze znał odpowiedź.
- Było zajebiście, tak jak zawsze. Jesteś najlepszy. Kocham cię. - Cmoknąłem go w policzek, chwyciłem za rękę i pognaliśmy do góry.
Gdy staliśmy pod drzwiami i wyjmowaliśmy klucze, niespodziewanie rozbłysło oślepiające światło.
Spojrzeliśmy na siebie przestraszeni i czmychnęliśmy do mieszkania, szybko zamykając drzwi.
W środku Onew przycisnął mnie mocno do drzwi.
- Minnie, jesteś jeszcze zły? Dlaczego wtedy uciekłeś? - Powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.
- Kobiety też mają swoje humorki. - Starłem maleńką, połyskującą łzę z jego czerwonego policzka.
Najlepszego, dziewczęta! Mam nadzieję, że się podobało <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)