Playlista

sobota, 11 lipca 2015

Heterogeneous World ~part 3

Witam witam ^^ Już trzecia część opowiadania :'D W wakacje wbrew pozorom nie mam zbyt dużo czasu, aby pisać, wyjazdy, sprzątanie i jeszcze raz wyjazdy XD Ale teraz szykuję Wam coś dłuższego, szykujcie się~~ Jeśli czytacie to opowiadania, to pozostawcie po sobie komentarz, to cholernie motywuje ;__; Mam nadzieję, że ten rozdział się spodoba i obiecuję, że w następnym wszystko zacznie się wyjaśniać c:
Zatem Endżoj! 
Anem.



    Nie. Mam dość. Od dziś biorę sprawy w swoje ręce. I nie obchodzi mnie jego zdanie. Jeśli tego nie chce, to niech się ze mną spiera. Ja i tak będę twardo trwał przy moich racjach, a jego słów nie dopuszczę do swoich myśli. Niech gada jeszcze większe bzdety niż ostatnio... Ja znam jego prawdziwe poglądy i wiem, czego chce naprawdę. Przejrzałem go i już mi nie ucieknie. Skończyło się uleganie jego woli.
    Gdy tak się nad nim znęcali, uświadomiłem sobie, że niezależnie od jego decyzji, to musi ustać. I wymyśliłem mały podstęp, który miał wszystko ukrócić.
    Pobiegłem co sił w nogach do hali, aby pomówić z przełożonym. Powiedziałem mu, że coś dziwnego dzieje się obok sypialni, zza ściany dochodzą krzyki.
- Powinien pan to sprawdzić, to jest naprawdę osobliwe. - Dodałem, po czym mężczyzna ruszył we wskazanym przeze mnie kierunku.
    Potem ze spokojem zacząłem przenosić skalne bloki, pozorując długotrwałą pracę.
    Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu, gdy zobaczyłem ich wszystkich, idących w szeregu ze spuszczonymi głowami, przyłapanych na gorącym uczynku. Na ich przedzie stał tamten gwałciciel Minniego, którego wczoraj pobiłem. 
Teraz zapłaci za swoje czyny.
    Moja chora satysfakcja nie miała granic. Cieszyłem się w duszy jak szaleniec. Poziom szczęścia wzrósł, kiedy okazało się, że w karnym szeregu nie ma Taemina. To znaczy, że kazali mu iść do sypialni. 
    Pochód przemierzał drogę obok mnie. Wpatrywałem się w skazańców. Wyglądali, jakby szli na ścięcie głowy, chociaż wiedziałem, że ich nie zabiją.

Tylko będą torturować, żeby zapamiętali do końca swojego marnego życia, że nie można robić krzywdy Taeminowi. 
    Szaleńczy uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. Dobrze im tak, plugawe robaki.
- Popamiętasz, wesołku. - Warknął jeden z więźniów.
    Zdawało mi się, że nie powiedział tego człowiek.
    Przystanąłem, wstrzymując cichy chichot.
Kto... Kto jest na tyle zdesperowany, żeby bardziej się pogrążać?
    Skazanym nie wolno nic mówić.
Po chwili usłyszałem trzask bicza i krzyk.
- Ten tutaj dostaje dwa razy cięższą karę! - Oznajmił przełożony.

    Przecież nie zabronicie mi się śmiać, parszywe gnidy. Zaraz poczujecie, co to prawdziwy ból. 
    Podniosłem głowę. Ta ciemność... Czy na górze naprawdę istnieje inny świat? Taemin mówił, że kres to niebo. Pójdę go zapytać, czy nie kłamał.

*~*~*~*~*~*~*

- Niebo nie ma końca. Ale niebo to koniec życia. Takie stworzenia, jak ptaki wzbijają się w powietrze, ale wyżej niż chmury nie dotarł nikt.
- To skąd wiesz, że nie ma końca?
- Tata mi powiedział. A przecież on był wszędzie.
- On teraz jest tam, gdzie go zostawili ludzie, którzy cię zabrali.
- Minho... Jego dusza jest w innym miejscu. Ona odłączyła się od ciała.
- Dusza? Co to takiego? I po co ma się odłączać?
- Kiedyś zrozumiesz. - Odparł tajemniczo Taemin.
    Uszczypnąłem go w bok.
- Powiedz mi!
- Na każdego przyjdzie czas.
- Denerwujesz mnie, jak tak zaczynasz i nie kończysz, wiesz? - Westchnąłem. - Ty jesteś jak niebo...
- Hm? - Obrócił się w moją stronę.
    Leżeliśmy na jego łóżku, po tym jak do niego pobiegłem. Ja z rękami założonymi za głową wpatrywałem się w sufit, a blondyn, obrócony do mnie tyłem, leżał twarzą do ściany. Rozmawialiśmy o wszystkim oprócz ostatnich, nieprzyjemnych dla nas obu zdarzeń. Taemin był w jakimś szoku i nie chciał na nikogo patrzeć, tym bardziej dotykać. Jednak teraz przekręcił się w moim kierunku.
- Tak... To idealne porównanie. Jesteś taki sam jak niebo. - Ciągnąłem. - Jak ty to mówiłeś? Niezbadane, nieosiągalne, bardzo piękne. I zmienne!
- Już dużo o mnie wiesz.
- Dużo? Nie wiem o tobie nic!
    Chłopak tylko się zaśmiał i przewrócił na plecy, kładąc się w takiej samej pozycji jak ja.
- Nocą na niebie pojawiają się gwiazdy. To takie jasne, świecące punkciki. Tworzą one gwiazdozbiory. - Podniósł rękę i zaczął coś kreślić w powietrzu. - To jest wielka niedźwiedzica. Na wprost od jej lewej nogi znajduje się gwiazda polarna. Ona zawsze wskaże ci północ. Tym różni się od pozostałych.
- Co mi da, że będę wiedział, gdzie jest północ?
- Dotrzesz tam, dokąd zmierzasz.
    Nie odpowiedziałem. Chwilę leżeliśmy w ciszy.
- Opowiedz mi więcej o niebie. - Poprosiłem.
- Mówiłem ci już o tęczy? - Roześmiał się i zaczął opowiadać.
    A ja mogłem słuchać bez końca.

    Dlaczego nigdy nie zobaczę prawdziwego nieba?

*~*~*~*~*~*~*

    - Minho, mógłbyś zostawić mnie na chwilę samego? - Rozległ się cichy głosik Taemina.
- Nie. - Rzuciłem krótko.
- Możesz mieć przez to dużo nieprzyjemności... Większość skazańców właśnie wraca. A oni dalej chcą mi dokuczyć, więc naskarżą przełożonemu, że razem rozmawiamy.
    Był środek nocy, a ja dalej nie opuściłem jego łóżka. A on nie miał nic przeciwko.
- Nie mogę cię zostawić... Nie zrobię tego znowu. Już nigdy.
- To nie jest zostawienie. Przecież masz posłanie tuż obok. Zrób to dla twojego dobra.
    Zawahałem się. Jednak zaraz potem usłyszałem kroki, więc błyskawicznie przeskoczyłem do siebie. 
    W półmroku uśmiechnąłem się do blondyna. Głosy ucichły.
- Dobranoc. - Pogłaskałem go po głowie, wcześniej do niego podchodząc.
- Nie zostawisz mnie? - Spytał znienacka, kurczowo obejmując moją szyję rękami.
- Nie. - Szepnąłem. - Obiecałem ci już przecież.
    Na policzku poczułem jego ciepłe wargi. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, szybko się odsunąłem.

    Teraz nie wiem, kto tu jest ojcem... - Pomyślałem, zanim zasnąłem.

*~*~*~*~*~*~*~*

    Następnego dnia Taemin stał się popychadłem. Co prawda nie odstępowałem go na krok, ale co chwilę ktoś go szturchał lub podstawiał nogę. Posyłałem im znaczące spojrzenia, ale gdy to nie skutkowało, po prostu pytałem, czy mogą przestać.
- Ja? Ja nic nie robię. - Odpowiadali z udawanym zaskoczeniem, denerwując mnie coraz bardziej.
    W pewnych momentach myślałem, że zaraz im wydłubię te zakłamane oczy, jednak słaby głos Taemina mnie powstrzymywał.
- Wszystko dobrze, Minho. - Mówił, podnosząc się z ziemi.
    Pozostawało mi tylko przygryzanie wargi i otrzepywanie chłopaka z pyłu.
Bo co ja mogę?

*~*~*~*~*~*~*~*

    Wreszcie nadszedł ten upragniony moment.
    Zostałem dziś dłużej w pracy.
Zaliczałem się do tych ,,sprawnych ponad przeciętną", ale to nie znaczyło, że jestem jakiś lepszy. Po prostu często przetrzymywali mnie dłużej na hali.
    Więc gdy już skończyłem, czekałem na to, co zawsze. Leżałem, ociekając potem, ale woreczek się nie pojawiał. Mijały sekundy, minuty, może już godziny? Wszyscy już dawno sobie poszli, a ja nadal tam byłem.
Kiedy przybędziesz...?
Kiedy....
Zaraz ból mnie rozerwie...

    Obudziłem się na czymś twardym. Na początku niczego nie czułem, lecz kiedy oprzytomniałem, podniosłem się na równe nogi.
    Nie mogłem uwierzyć oczom. Dalej znajdowałem się na hali, obok mnie przechodzili zajęci robotnicy. Tak się przestraszyłem, że od razu ruszyłem szaleńczym biegiem. Miałem nadzieję, że ten przeraźliwy krzyk mieszka tylko w mojej głowie i nie znalazł ujścia na zewnątrz.

    Cały zdyszany wpadłem do jasnego pomieszczenia. Podszedłem do zimnej umywalki i, opierając się o nią rękami, bezwładnie zwiesiłem głowę. Po chwili zaczęły do niej skapywać słone krople.
    Nie wierzę, że płaczę. To pewnie przez tą wewnętrzną pustkę i ucisk. To naprawdę jest dla mnie zbyt wiele.  Dlaczego nie daliście mi tego, o co tak bardzo proszę? W czym zawiniłem?
     Spojrzałem w lustro. Powitał mnie obraz czarnego od brudu, nędznego człowieka, będącego na terapii odwykowej. Przechodził on ten najgorszy okres, w którym tak bardzo brakuje dobroczynnej substancji, a nigdzie nie można jej dostać. I popada w paranoję.
    Rozbiegane źrenice, potargane włosy, wygięte w grymasie usta. Tak nie wygląda osoba, za którą dotąd się uważałem...

*~*~*~*~*~*~*~*~*

    Prysznic przyniósł mi coś podobnego do ulgi. Zimne krople pobudziły moje poszarpane nerwy, przez co zapomniałem o palącej potrzebie. Po cichu, kontrolując swój oddech, zacząłem się wycierać.
    Pomyślałem o hali, o tych szarych pracownikach, którzy nigdy by się mną nie zainteresowali...
    Zamarło mi serce. Zbiórka! Zaraz zaczynam pracę... Tylko nie spóźnienie.
    Pospiesznie wytarłem plecy i niedbale założyłem ubrania. I pognałem na miejsce katorgi.

    - Co dziś mam robić? - Zdyszany spytałem przełożonego.
     Popatrzył na mnie z niesmakiem.
- To co wczoraj. - Mruknął i, omijając mnie szerokim łukiem, poszedł.
    Gapiłem się na niego z otwartymi ustami.
Zbył mnie, jakbym w czymś zawinił...

    Praca nigdy nie była taka ciężka.
    Dosłownie chwiałem się na nogach, ledwo mogłem utrzymać pionową postawę. Nie miałem siły niczego podnieść i musiałem toczyć bloki po ziemi. Przy tym okropnie dyszałem.
    Ludzie dziwnie się patrzyli. Ale oni mnie nie obchodzili, moja głowa zajęta była czymś innym. Każda komórka mojego ciała pragnęła tylko jednego.
Kiedy to się skończy?

*~*~*~*~*~*~*

    To uczucie... Jakbym stracił panowanie nad własnym ciałem. Gdy praca dobiegła końca i znów nie dostałem nagrody, od razu pobiegłem do sypialni. Jednak w połowie drogi tak mnie ścięło, że padłem tam, gdzie stałem. Czułem, jak jakaś nieznana siła skręca moje wnętrzności i nie pozwala mi oddychać. Złapałem się za gardło, by zaczerpnąć powietrza. Ach, tak bardzo potrzebuję proszku...
- Minho?! - Usłyszałem jak przez mgłę.
    Miałem lekkie trudności ze spojrzeniem w kierunku, z którego dochodził głos, ale gdy mi się to udało, zobaczyłem kucającego przy mnie blondyna.
- Minnie? - Otworzyłem przekrwione oczy na tyle, ile mogłem.
- Minho... Co się stało? Dlaczego tu leżysz? - Spytał, chwytając swoimi zimnymi palcami moją dłoń.
- Tae... - Nie wiem czemu zacząłem szlochać. - Oni... Nie dali mi już drugi dzień nagrody... Mój organizm... On nie wytrzymuje... J-jutro nie dam rady pracować... Więęęęc... Nigdy nie dostanę proszku. - Ostatnie zdanie, przepełnione bólem i niedowierzaniem, ledwo wypiszczałem.
    Przeniosłem dłonie na głowę i bezwiednie zacząłem wyrywać sobie włosy.
    Nagle chłopak wstał i gdzieś pobiegł. Zostawił mnie... A myślałem, że możemy na siebie liczyć.

    W końcu zemdlałem, co uznałem za rodzaj ukojenia w cierpieniu.

*~*~*~*~*~*~*

    - Minho, obudź się. - Ktoś klepał mnie po policzku.
    Powoli otworzyłem oczy. Cały świat był rozmazany, jakbym miał na sobie okulary na krótkowzroczność, których nie potrzebuję. Upiornie łupało mi w głowie i szybko podniosłem się do siadu. Obok mnie ktoś klęczał, lecz mimo że wytężałem wzrok, ile tylko się dało, nie mogłem go zobaczyć. Jednak zaraz odezwał się płaczliwym głosem i właśnie po tym go rozpoznałem.
- Minho... Wstań szybko, dasz radę. Błagam, postaraj się. Musisz pójść do sypialni. Zanim znowu osłabniesz. To bardzo ważne. Jak położysz się w swoim łóżku, to będę w stanie ci pomóc.

    Będziesz w stanie mi pomóc...
Kiedy już myślałem, że tam nie dotrę, słyszałem w głowie tą obietnicę. Siła walki powracała.
    Najgorzej było wstać na początku. Gdy się podnosiłem, dopadały mnie takie zawroty, że traciłem równowagę. Po pięciu nieudanych próbach, przy pomocy Taemina, jakoś doczłapałem do łóżka.
    Już ani razu nie upadłem.

*~*~*~*~*~*~*~*

    Leżałem na łóżku i darłem się jak kobieta podczas porodu. W wyjątkowo ciężkim przypadku.
- Już chwila. Wytrzymaj. - Mówił co pięć sekund Taemin, jakby miało mnie to uspokoić.
    A to w ogóle nie pomagało.
    Powoli traciłem nad sobą kontrolę, tak jakby mój mózg zanikał. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, jakiś dziwny impuls poruszał moimi mięśniami. Nie potrafiłem niczego uczynić, by to ustało.
- Proszę. - Jasna ręka położyła coś na moim brzuchu.
    Podziałało niczym magnes. Momentalnie zapragnąłem mieć to w sobie.
Mój kochany proszek...

*~*~*~*~*~*~*

    Leżę na trawie. Jest późne popołudnie. Wszystko wokół ma takie żywe kolory, nigdy takich nie widziałem. Jest mi tak przyjemnie, że nie mam ochoty się stąd ruszać. Moje usta same się uśmiechają.

    Mogę zostać tu na wieczność. 
Błogi spokój przerywa czyjaś dłoń, zasłaniająca mi znienacka oczy. Nim zdążam zareagować, cień schodzi z mojej twarzy. Szybko się podnoszę. Znajduję się na wzgórzu, u jego podnóża stoi wielki, kamienny zamek oraz rozciąga się jezioro o szmaragdowym odcieniu. Zachodzące słońce mieni się w nim krwistą barwą. Ale moją uwagę przykuwają czarne, długie włosy. Lecą one w dół wzgórza, rozwiewając się we wszystkie strony. Gdy je widzę, przez moje ciało przechodzi fala gorąca. Tak dawno się z nią nie spotykałem! Tęsknota jest tak silna, że od razu zrywam się na równe nogi i biegnę w kierunku zamku, by ją dogonić. Nie zatrzymuję się nawet nad wodą, by podziwiać mój ukochany zachód słońca oraz nadejście burzy. Wypatruję tylko tej ciemnej kurtyny, aż nie znika w czeluściach pałacu. Podążam cały czas za nią, jednak gdy wrota się za mną zamykają, a światła lamp nagle rozbłyskują, jej nigdzie nie ma.
Na szczęście wiem, dokąd pójść, by ją znaleźć.
    Nie oglądam się na boki, idę w kierunku sali. O niczym innym nie myślę, jak o niej. Zmieniła się? Tyle czasu nie miałem okazji oglądać jej oblicza...
Ciekawe, czy czekała.
    Wchodzę do sporego salonu. Nagle rozlega się perlisty śmiech. Stoi przy kominku, spodziewając się mojego przyjścia. Podchodzę do niej, ale nie za blisko. Ona znów się śmieje. Nie wiem, jak mam się zachować. Dopiero zauważam, że ma na sobie tylko czerwoną, koronkową bieliznę. Głośno przełykam ślinę.
- Zagramy w chowanego. - Mówi, obwiązując mi oczy przepaską. - Jeśli mnie znajdziesz, będziesz mógł zrobić ze mną, co chcesz. Powodzenia. - Muska palcem mój policzek i odchodzi.
    Oszołomiony stoję tak, jak mnie zostawiła. Dopiero po dłuższej chwili zrzucam materiał i wychodzę z sali.
- Zaraz cię znajdę. - Mój śmiech niesie się echem po korytarzu.
    Przeszukałem chyba cały zamek. Nawet piwnice. Ale jej ani śladu.
    Mam zamiar wyjść z zamku, ale przypominam sobie o miejscu, które jako jedyne pominąłem. Kieruję kroki do sali, w której dziewczyna związała mi oczy. Nie sprawdzałem, czy ona tam jest, od razu wyszedłem szukać gdzie indziej. Dlatego musiała ukryć się właśnie tam.
    Wstępuję do oświetlonego płomykami pokoju. Rozglądam się, lecz nigdzie jej nie dostrzegam. Sprawdzam za kominkiem, pod kanapą oraz w starych, zakurzonych szafach. Gdy zamykam drewniane drzwiczki jednej z nich, kątem oka zauważam ruch. Lustruję pomieszczenie od ściany do ściany jeszcze raz i raptem znajduję ją. 
    Wystarczyło podnieść wzrok do góry, a była podana jak na tacy. Wisiała na kryształowej lampie, zerkając na mnie z rozbawieniem. 
    Niespodziewanie zeskoczyła na podłogę.
- Znalazłeś mnie. - Podchodzi do mnie.
    Przygląda się mojej twarzy, aż w końcu wyciąga rękę i głaszcze mój policzek. Przeszywają mnie ciepłe dreszcze. 
    Zbliżamy się do siebie coraz bardziej, a kiedy nasze wargi prawie się stykają, odpływam do zupełnie innej rzeczywistości. 

    - Minho! Minho, wstawaj! Obudź się, prędko! - Żałosne błagania ocuciły mnie z letargu.
    Powoli otworzyłem oczy. Powitała mnie zdenerwowana twarz Taemina.
- Co się dzieje? - Kichnąłem.
- Słyszysz? - Spytał.
    Wytężyłem słuch.
    Dopiero po kilki sekundach dotarło do mnie wycie syren alarmowych oraz męski głos dochodzący z sufitu: ,,Proszę wszystkich o bezzwłoczne udanie się do sali obrad".
    Poderwałem się.
- Taemin! - Wrzasnąłem. Przeraził mnie ostry ton mojego głosu. - O co chodzi? Dlaczego mamy tam iść!? - Potrząsnąłem nim.
    Nie odpowiadał, tylko nie wiedzieć czemu płakał. Starał się na mnie nie patrzeć.
- Dlaczego do cholery nic nie mówisz!? - Znów nim szarpnąłem.
    Beczał coraz bardziej, a mnie ogarniała coraz większa furia.
    Wtem ktoś złapał go za łokieć i pociągnął.
- Mamy iść na salę, nie słyszysz?
    Dopiero zauważyłem tłum zmierzający w tamtą stronę. Panika aż kipiała. Zaraz potem ktoś porwał i mnie.
    Zacząłem się wyrywać i wreszcie udało mi się wyswobodzić. Podsunąłem się pod ścianę, żeby nikt mnie nie tratował.
- Taemin! - Krzyknąłem.
- Minho! - Odezwał się ktoś całkiem niedaleko mnie.
    Wśród wielu przerażonych ludzi dostrzegłem blond czuprynę.
    Przepchałem się do rozhisteryzowanego chłopaka i wyrwałem go z czyjegoś uścisku. Z trudem odciągnąłem nas w jakiś boczny korytarz, z dala od zgiełku.
    Przyparłem go do ściany.
- Wiesz o co tu chodzi?! - Zapytałem podniesionym głosem.
    Taemin odsunął się od muru, odpychając moje ręce, po czym wtulił się w mój tors.
- Nie idźmy tam. Ja nie wiem, dlaczego nas tam zabierają, ale nie możemy tam pójść. - Szlochał mi w ramię. - Uwierz mi... - Podniósł na mnie zaczerwienione oczy.
    Głęboko odetchnąłem.
- Dobrze... Dobrze, nie pójdziemy tam. Wierzę ci. - Coś na dnie mojego serca przyznawało mu rację. - Nigdy nie kazano wszystkim ludziom zbierać się w sali obrad. Od początku wydawało mi się to podejrzane.
    Chłopak uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Dziękuję, że mi ufasz.
- Ale... W takim razie co chcesz robić? Zostać tu? I tak nas znajdą i tam zaprowadzą.

    Ten błysk w jego oku... To nerwowe przygryzanie wargi... To pytanie... Powiedzcie, że go nie usłyszałem...


- Uciekniemy?