No ale w końcu wstawiam ten drugi rozdział~ Miałam szczęście, że wywalczyłam dziś kompa, bo jutro wyjeżdżam, bo długi weekend.
Może nie powala on długością, ale mam nadzieję, że się spodoba c: I bardzo przepraszam za błędy. Enjoy <3
Anem.
Krzyk i płacz.
Nic mi nie zrobili. Nie zadali mi fizycznego bólu.
Nie mi. Jemu.
Najpierw zdarł z niego koszulę. Później brutalnie popchnął pod ścianę i gdy upadł, położył mu stopę na głowę i zaczął ją wwiercać w ziemię.
Chłopak konał z bólu.
Ale mnie nie bolało. To było najpiękniejsze.
Kiedy zmasakrował mu twarz, wyciągnął bicz, zamachnął się i z głośnym świstem uderzył niewinne plecy.
Wytrysnęła krew. Taka jak moja... Wiele się nie różnimy.
Tylko mojej krwi tam nie ma.
Im bardziej Taemin krzyczał i trząsł się z bólu, tym przełożony czuł coraz większą przyjemność.
Moją karą było samo patrzenie.
Kiedy skończył, nieprzytomny chłopak leżał bez ruchu pod ścianą. A on szczytował.
Niewiele myśląc, wyszedłem z korytarza. Zapach krwi nie działa na mnie zbyt dobrze... Ale ignorancja pokona wszystko.
Pobiegłem czym prędzej do głównej hali, by pracować.
Jeszcze chwila, a nie dostałbym nagrody.
*~*~*~*~*~*~*
Coraz bardziej się od siebie oddalamy. Z każdym dniem dystans się powiększa, mimo że stoimy obok siebie w grupie, słuchając głosu przełożonego i szmerów innych ludzi. Odwracamy głowy, nie rozmawiamy i udajemy, że się nie znamy, ale często czuję jego ukradkowe spojrzenia rzucane z tęsknotą w moją stronę, gdy myśli, że skupiam uwagę na czymś innym.
Ale ja myślę tylko o nim.
Chciałbym do niego podejść, pogłaskać po przydługich blond włosach, przytulić i powiedzieć, że będę go chronił. Mógłbym zastąpić mu ojca, chociaż sam go nie miałem. Wiem, że brakuje mu jego.
Jednak istnieje coś, co mi to uniemożliwia. Strach? Tchórzostwo? Moja miłość do czegoś, co tak naprawdę nie istnieje?
Zabronili nam się spotykać. Żadnego kontaktu, dotyku, słowa. Inaczej nie dostanę wynagrodzenia za pracę. A ja muszę zażywać ten proszek, by w końcu poczuć ulgę.
Dzięki niemu zapominam o chłopaku i tym ślepym uczuciu tęsknoty. Czyli mogę normalnie żyć. Bez niego, w tej rutynie co kiedyś.
*~*~*~*~*~*~*
Od tamtego zdarzenia minęły dwa tygodnie. Po powrocie do sypialni zobaczyłem go ledwo przytomnego na łóżku, całego w siniakach i oblepionego zaschniętą krwią. Nie pomogłem mu, więc nikt mu nie pomógł. Wcześniej mógł liczyć tylko na mnie.
Jak skończony sukinsyn położyłem się na łóżku i od razu zasnąłem.
Niepotrzebne myśli nie wypełniały mojej głowy, a sen był jak zwykle o niczym.Witajcie, stare dobre czasy.
*~*~*~*~*~*~*
Wszystko było w idealnym porządku, w tej samej niezmąconej harmonii, co kiedyś. I nic nie było w stanie jej zepsuć. Przynajmniej tak mi się zdawało.
Gdy po szybkim prysznicu wracałem do sypialni, usłyszałem jakieś krzyki za ścianą. Myślałem, że dochodzą z sypialni, ale gdy tam zajrzałem, przywitała mnie cisza, której towarzyszyły ciche pomruki i pochrapywania pogrążonych we śnie ludzi. Czym prędzej wyszedłem z sali, by sprawdzić, skąd dochodzi hałas. Zainteresował mnie, nie powiem. Dawno już nie robiłem niczego ciekawego, więc nie zaszkodziłoby mi trochę rozrywki i oderwania.
Ponieważ znów coś usłyszałem, udałem się w kierunku źródła dźwięku, wzdłuż ściany. W pewnym momencie miałem wrażenie, że coraz bardziej się od niego oddalam, toteż zawróciłem. Kiedy krzyki stały się naprawdę donośne i definitywnie dochodziły zza ściany, przystanąłem, nie wiedząc, co zrobić. Nigdzie nie było ani śladu drzwi, czy też korytarza prowadzącego do pomieszczenia. A bardzo chciałem sprawdzić, co tam się dzieje. W desperacji uderzyłem pięścią w ścianę, przypuszczałem, że może ktoś mnie usłyszy i wpuści do środka. Jednak cała ta wrzawa oraz grubość muru zakłóciły mój łomot. Myślałem, że jednak nici z dostania się do środka, ale nagle ściana rozstąpiła się, formując w coś na kształt przejścia. Bez zwłoki zrobiłem krok w przód, wchodząc do przestronnej, powykładanej gładką stalą sali.
W jej wnętrzu panował okropny hałas. Spory tłum zebrał się w kółku, jakby oglądał jakieś niesłychanie ciekawe widowisko. Każdy próbował się przekrzyczeć i dostać bliżej środka.
Pragnąc zobaczyć, co tam się wyprawia, wkroczyłem w zbiegowisko i szturchając, pchając oraz depcząc po ludziach, po jakimś czasie przebiłem się do oka cyklonu. A to, co tam ujrzałem, dosłownie zbiło mnie z nóg i sprawiło, że krew całkiem odeszła z mózgu.
Bowiem w samym centrum leżał Taemin. Jego to się naprawdę nie spodziewałem. Jeszcze w takim stanie. Był całkiem nagi i posiniaczony, na jego mlecznobiałej skórze widniały liczne rany, zadrapania i brud. Twarz wyrażała wiele emocji, same negatywne, a z oczu ciekły łzy. Wiedziałem, że jest na skraju wyczerpania i nawet nie ma siły już krzyczeć i się wyrywać. Albo wiedział, że to na nic się nie zda.
Nad nim klęczał jakiś potężny chłopak. Rozebrany do pasa, wchodził w zmasakrowane ciało Taemina, nie przejmując się jego cierpieniem. Po prostu robił to na pokaz, aby przypodobać się dzikiej gromadzie oraz sprawić sobie przyjemność. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to wszystko po to, by dokuczyć biednemu chłopakowi. Ci ludzie chcieli poczuć, że wreszcie są od kogoś lepsi.
No a więc gdy ujrzałem całą tą absurdalną scenkę, moje myślenie całkiem się wyłączyło, działałem pod impulsem. Podbiegłem do tamtego mięśniaka i przyłożyłem mu z buta w bok głowy. Kompletnie się tego nie spodziewał. Potem uderzyłem kolejny raz, ale prosto w nos, potem kolejny i kolejny. Gdy miałem pewność, że stracił przytomność, odwróciłem się w stronę Taemina. On też ledwie żył. Szybko podniosłem jego lekkie ciało i, przebijając się prze rozwścieczony, wrzeszczący tłum, wybiegłem z ukrytej sali. Dokąd? Sam nie wiem, gdzie moje nogi chciały nas zanieść.
Czułem tylko, jak jego drobne ciało z każdą sekundą coraz bardziej wiotczeje.
*~*~*~*~*~*~*
Mimowolnie skierowałem kroki w stronę łazienki. Tutaj nie ma niczego takiego jak szpital czy pomoc medyczna, dlatego musiałem opatrzyć go sam.
Życie w tym miejscu nie jest kolorowe. Jeśli ktoś z ludzi zachoruje, pozostaje mu tylko czekać. Albo w końcu się wykuruje, albo zabierze go śmierć. Gdy ja zachorowałem, miałem zwyczajne szczęście, że udało mi się z tego wyjść. Naprawdę niewielu osobom to się udaje.
Najgorsze jest, gdy ktoś ginie na miejscu, w niespodziewanych okolicznościach, choćby od spadającej skały. Jego ciało przez tygodnie zostaje tam, gdzie było, gnije i śmierdzi, ale nikt go nie podniesie. Wreszcie pył i kurz grzebie go w miejscu, w którym zakończył swój żywot. Przynajmniej one zlitują się nad biednym, zbeszczeszczonym człowiekiem.
Dotarliśmy do wysadzonej białymi kafelkami toalety. Pobiegłem do ostatniej kabiny prysznicowej i zamknąłem ją na klucz. Położyłem na zimnej posadzce nieprzytomne ciało Taemina. Miał rozchylone wargi i zamknięte oczy, ale wiedziałem, że oddycha, jego klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół. Zaniosłem go do wanny i odkręciłem ciepłą wodę. Do ręki wziąłem gąbkę oraz mydło, po czym zacząłem szorować jego poranioną skórę, zaczynając od ramion, kończąc na stopach. Jego nagość mnie nie krępowała, nie raz miałem z nią do czynienia. Kiedyś był tu jeden, wspólny prysznic.
Umyłem mu też porządnie tyłek, okropnie rozciągnięty przez tamtego gościa. W oczach stanęły mi łzy, kiedy przywołałem w głowie tamten obraz. Jednak po chwili na moich ustach zagościł uśmiech, gdy delikatnie uniosłem jego głowę i jeździłem gąbką po spokojnej twarzy.
Już po wszystkim
Podczas gdy mydliłem mu nosek, chłopak zakaszlał i otworzył oczy. Zobaczył mnie i przerażenie od razu zniknęło z jego twarzy. Szybko zamknął oczy ponownie, ponieważ piana dostała mu się do źrenic.
- Poczekaj, zaraz spłuczę ci mydło. - Powiedziałem.
Chłopak tylko jęknął z bólu.
- Nabierz więcej powietrza. - Zaproponowałem, a on, dalej nie otwierając oczu, wziął głęboki oddech, po czym mocno zacisnął usta.
Dokładnie zmyłem z jego twarzy mydliny, a później polałem wodą całe jego ciało.
- Wszystko mnie cholernie boli... - Odezwał się Taemin przeciągłym głosem.
- Niedługo przestanie. - Uśmiechnąłem się, podając mu ręcznik. - Ile o już trwa? - Spytałem szeptem.
Blondyn zaczął się wycierać, ignorując pytanie. Pomiędzy nami zapanowała krępująca cisza.
- Sześć dni. - Szepnął, zakrywając się ręcznikiem.
Wiedziałem, że z oczu lecą mu łzy, dlatego podszedłem do niego i mocno objąłem. Jednak on zaraz wyrwał się z uścisku.
- Nie potrzebuję litości. - Mruknął, marszcząc brwi.
Zamurowało mnie... Ma mi dalej za złe, że przestałem z nim rozmawiać?
- Myślałem, że będziesz wdzięczny, że cię stamtąd wyciągnąłem.
- To źle myślałeś. Nie chcę twojej pomocy. Możesz następnym razem sobie popatrzeć. - Po tych słowach ubrał bluzkę i wyszedł z kabiny, głośno trzaskając drzwiami.
We mnie aż kipiało ze złości. Co za gówniarz... Ja mu pomagam, ratuję go przed poniżeniem, a ten ma do mnie wyrzuty i jeszcze zaprasza na kolejny pokaz...
*~*~*~*~*~*~*
- Taemin! Czekaj. - Dogoniłem chłopaka w korytarzu.
Muszę go o coś spytać. To tak nie daje mi spokoju...
- Słucham. - Wbił we mnie swój czekoladowy wzrok.
- Czyli rozumiem, że... Chcesz zostać nic niewartą dziwką? Że zachowanie tych ludzi i cała ta sytuacja ci odpowiada? Że wcale nie masz tego dosyć, albo że... Sprawia ci to przyjemność?
- Nie... To nie tak. - Strącił moją dłoń opartą na jego ramieniu. - Ci wszyscy ludzie... Szkoda mi ich. Jak oni robią mi krzywdę, to czują, że są lepsi i ważniejsi. Prawda, gdy tej nocy, dokładnie sześć dni temu, zwlekli mnie tak znienacka z łóżka, rozebrali i publicznie zgwałcili, nie patrzyłem na to w ten sposób. Żałowałem tylko, że mnie uratowałeś od spadającej skały. Inaczej umarłbym i nawet nie myślał, że ktoś mógłby robić mi takie rzeczy. Ale z czasem... Ta moja bezsilność i ich śmiechy wszystko mi uświadomiły. I wiesz co? Poczułem coś w rodzaju litości do nich. Naprawdę, nie patrz tak na mnie. Nie robi ci się ich szkoda, gdy tak o tym pomyślisz?
- Szczerze... Nie. Mam jeszcze większą ochotę ich wszystkich pozabijać. Co do ostatniej osoby, która była w tamtej sali. Dlaczego wzięli akurat ciebie...?
- Popatrz na mnie. Widzisz we mnie jakieś zagrożenie, albo mam chociaż jakiegoś przyjaciela, który by mnie obronił?
- Noo... - Chciałem powiedzieć, że przecież ma mnie, ale... Przez ostatni czas traktowałem go jak powietrze. Przyjaciele tak nie postępują.
- Właśnie. Więc mnie zostaw, nie interesuj się tym, co robię, ja dla ciebie nie istnieję. Rozumiesz? - Popatrzył na mnie oskarżycielsko, po czym odwrócił się i pobiegł do sypialni.
Nie ruszyłem za nim, żeby jeszcze wszystko naprawić. Nie chce, to nie. Za to wróciłem do łazienki i wziąłem gorącą kąpiel. Wrzątek rozlewał się po mojej skórze, a gdy wyszedłem spod prysznica, moje ciało zabarwione było czerwonymi plamami. I jeszcze niemiłosiernie piekło. Może naprawdę się poparzyłem? Nie wiem, jak to jest, ale mam wrażenie, że oparzony człowiek nie czuje się rozluźniony i odprężony, jak czułem się ja.
*~*~*~*~*~*~*
Po kąpieli stawiłem się na zbiórce. Dzięki ciężkiej harówce mogłem jeszcze wyładować całe napięcie i stres. Nigdy nie miewałem się tak dobrze, jak wtedy po skończonej pracy, ociekający potem, z odpadającymi od hałasu uszami i okropnie piekącym ciałem. I to zbawienie w postacie proszku, lądującego przy mojej nodze.
Kiedy odkręciłem fiolkę i przystawiłem ją do nosa, coś przestało mi grać. Nie powinienem dostać dziś nagrody, przecież rozmawiałem z Taeminem.
Ludzie są zadziwiający. Nic nie powiedzieli, jak to mieli w zwyczaju. Gdyby ktoś o nas wspomniał przełożonemu, wyszłyby na jaw ich tajne spotkania i to, co na nich robią. A przecież oni też chcą dostawać nagrodę, prawda? Mój los zależy od woli i decyzji całego tłumu...
Ten proszek ma nieziemski zapach, zadziwiająco łatwo się w nim zatracić. Nawet się nie spostrzegłem, a już nie istniałem dla tego świata.
*~*~*~*~*~*
Stałem w progu sypialni.
Do śpiącego chłopaka podeszła trójka mężczyzn. W rękach trzymali kije, którymi zdzielili po głowie śpiącą osobę, wyrywając ją ze snu.
- Idziesz z nami, chłopaczku.
- Nie! Zostawcie mnie! Ja nie chcę! - Dało się słyszeć jego żałosne błagania.
- Jeszcze się nie nauczyłeś dyscypliny? Możemy pomóc ci wstać. - Wycedził jeden z facetów.
Dłużej się temu nie przyglądałem. Zwyczajnie wycofałem się w cień, jak zrobili to inni.
Przecież nie chciałeś mojej pomocy, Lee Taemin.
Proszę cię, nie krzycz tak głośno.
Bo jeszcze sprzeciwię się twojej woli.